Od kilku miesięcy planowałam jakiś krótki wypad, może Barcelona, może Mediolan, myślałam nawet nad Maltą. I
wtedy przyszedł maj, zrobiło się gorąco, a ja zamiast zdecydować się na
jakieś egzotyczne miejsce wylądowałam na deszczowej, mglistej wyspie,
gdzie słoneczna pogoda i bezchmurne niebo należą do rzadkości :D
Dlaczego ostatecznie Irlandia? Dlatego, że nigdy nie byłam tam w maju,
wtedy kiedy wszystko rozkwita i wyspa jest najpiękniejsza. Oczywiście
było mnóstwo wątpliwości, właśnie z powodu irlandzkiej pogody, która
jest nieprzewidywalna. Bywają tam dni, kiedy krótkotrwały deszcz pojawia
się kilkakrotnie na przemian z wychodzącym słońcem. Trzeba być zawsze
przygotowanym na to, że za chwilę pogoda może się zmienić. Zdarza się, że
przez cały dzień jest pochmurno, wietrznie i nawet jeśli nie pada to
słońca nie zobaczymy. Nie zetkniemy się tu z upałami latem, ani mrozami
zimą. Tak kapryśny klimat ma, jednak swoje plusy. Dzięki przeważającej
liczbie dni z opadami deszczu szata roślinna pozostaje przez większą
część roku zielona. Należy jednak pamiętać, że miano zielonej wyspy
Irlandia zawdzięcza głównie łąkom i pastwiskom. Łączna powierzchnia
lasów to zaledwie 5% całej wyspy. Oczywiście deszcz nie pada tu
codziennie, są też bardzo ładne dni, rzadziej, ale są. Przed każdą podróżą zawsze sprawdzam prognozę pogody. Tak wyglądał irlandzki maj na AccuWeather 2 tygodnie przed moim wylotem.
To co zobaczyłam nie zachęcało mnie do zakupu biletów. Zdecydowałam się jednak że polecę. Towarzyszył mi mój chłopak. Pierwszego dnia, rzeczywiście przywitała nas irlandzka pogoda, jednak prognozy na dalsze dni zupełnie się nie sprawdziły o czym przekonacie się w kolejnych postach.
Zawsze kiedy leciałam do Irlandii wybierałam lotnisko Dublin. Tym razem polecieliśmy do
Kerry. Obecnie mieszkamy w Mainz, niedaleko lotniska Frankfurt Hahn, z
którego Ryanair oferuje bezpośrednie połączenie na lotnisko Kerry.
Niestety nie ma takiego połączenia z Polski, a szkoda bo jest to bardzo
atrakcyjny region.
Port
lotniczy Kerry to niewielkie lotnisko położone w południowo-zachodniej
Irlandii. Lotnisko ma połączenie zarówno autobusowe jak i kolejowe m.in z
miastami Killarney, Tralee i Limerick. Rozkład jazdy autobusów
znajdziecie tutaj.
Najbliższa stacja kolejowa znajduje się 10 min pieszo od terminalu w
miejscowości Farranfore. Możemy dotrzeć z niej do Killarney i Tralee.
Stronę z rozkładem koleji irlandzkich odnajdziecie tutaj.
Na
początek zatrzymaliśmy się w niewielkim miasteczku Killarney
leżącym w hrabstwie Kerry. Jest to bardzo znany ośrodek turystyczny z
bogatą bazą noclegową i usługową. Jest również dobrym punktem wypadowym w
góry Macgillycuddy's Reeks, półwysep Dingle, czy Ring of Kerry (Pętlę
Kerry).
Na miejsce dotarliśmy około godz. 16.00. Zameldowaliśmy się w hostelu Neptun i poszliśmy rozejrzeć się trochę po miasteczku.
St. Mary's Church |
- Idziemy do pubu. W pubie nigdy nie pada!
I tak zrobiliśmy sobie mały pub trip po Killarney.
O tej porze było raczej pusto i można było zrobić na spokojnie kilka zdjęć.
W mieście znajduje się ciekawy pub The Shire, który jest wzorowany na świecie Śródziemia z filmu Władca Pierścieni.
Danny Mann Pub – bardzo klimatyczne miejsce. Wybraliśmy się tu na kolację.
Kucharz polecił nam jagnięcy gulasz irlandzki. Pub ma swoich muzyków,
którzy każdej nocy grają tradycyjne irlandzkie ballady. Grupy te zawsze
grają na żywo tworząc niezwykłą atmosferę wieczornych pogawędek przy
szklance piwa. Tego wieczoru grała grupa Natural Gas.
Tradycyjny irlandzki gulasz jagnięcy
Killarney
to nie tylko puby, miasteczko przyciąga też swoim urokliwym położeniem. W
pobliżu leży piękny park, który jest częścią słynnego szlaku Ring of
Kerry. Zabiorę was tam w kolejnym poście.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz